Zakupiłem z górą pół roku temu pół kilo suchej ciecierzycy, w celu ambitnym zrobienia humusu z niczego. Niczego to ja nie zrobłem, więc została mi ciecierzyca i trzeba coś z nią zrobić, zanim się nie zestarzeje zupełnie i będzie do niczego.
Złapałem więc ciecierzycę (fajne słowo) w jedną rękę, a komputerową myszkę w drugą i rozpocząłem poszukiwania. Znalazłem sporo dań, ale najbardziej spodobało mi się chole, przysmak kuchni północnoindyjskiej. To był mój wybór na dziś.
Problem mój był w tym, że suszona ciecierzyca jest bardzo twarda. Można ją, choć nie wiem czy łatwo, alternatywnie zakupić w puszce, już miękką i gotową do użycia. Ja jednak, jak już mówiłem, miałem groch suchy. Wszyscy, gdzie nie czytałęm i pytałęm, zalecają namoczenie ciecierzycy przez conamniej 6/8 godzin, a najlepiej 12. Potem można ją jeszcze podgotować i dopiero wtedy można użyć. Sporo czasu.
Ja, niestety, nie miałem go aż tyle, więc poszukałem alternatywy i znalazłem wskazówkę jak szybciej namoczyć groch. Wskazuwka tu. Skorzystałem z przyspoeszonej metody, ale nie byłem - przyznaję szczerze - do końca zadowolony. Zapowiadało się dobrze, ale było twardo. W rezultacie musiałem gotować curry znacznie dłużej niż antycypowałem.
Nic to. Przepis jest nie trudny, ale sporo z nim roboty. Chole powinno się jeść z jednym z typowych chlebów popularnych w Indiach, jak naan czy chapati. Ja wolałem ugotować mój ulubiony ryż basmati, przy pomocy metody której nauczyłem się dość niedawno, a która działa za każdym razem. Tę metodę poniżej opiszę.
Przy gotowaniu, jak zresztą zwykle bywa, skorzystałem z paru źródeł, przy czym głównie z dwu (tu i tam).
Chole (4 osoby)
2 duże cebule
5 ząbków czosnkuZłapałem więc ciecierzycę (fajne słowo) w jedną rękę, a komputerową myszkę w drugą i rozpocząłem poszukiwania. Znalazłem sporo dań, ale najbardziej spodobało mi się chole, przysmak kuchni północnoindyjskiej. To był mój wybór na dziś.
Problem mój był w tym, że suszona ciecierzyca jest bardzo twarda. Można ją, choć nie wiem czy łatwo, alternatywnie zakupić w puszce, już miękką i gotową do użycia. Ja jednak, jak już mówiłem, miałem groch suchy. Wszyscy, gdzie nie czytałęm i pytałęm, zalecają namoczenie ciecierzycy przez conamniej 6/8 godzin, a najlepiej 12. Potem można ją jeszcze podgotować i dopiero wtedy można użyć. Sporo czasu.
Ja, niestety, nie miałem go aż tyle, więc poszukałem alternatywy i znalazłem wskazówkę jak szybciej namoczyć groch. Wskazuwka tu. Skorzystałem z przyspoeszonej metody, ale nie byłem - przyznaję szczerze - do końca zadowolony. Zapowiadało się dobrze, ale było twardo. W rezultacie musiałem gotować curry znacznie dłużej niż antycypowałem.
Nic to. Przepis jest nie trudny, ale sporo z nim roboty. Chole powinno się jeść z jednym z typowych chlebów popularnych w Indiach, jak naan czy chapati. Ja wolałem ugotować mój ulubiony ryż basmati, przy pomocy metody której nauczyłem się dość niedawno, a która działa za każdym razem. Tę metodę poniżej opiszę.
Przy gotowaniu, jak zresztą zwykle bywa, skorzystałem z paru źródeł, przy czym głównie z dwu (tu i tam).
Chole (4 osoby)
2 duże cebule
20 g świeżego imbiru (objętościowo mniej więcej tyle, ile czosnku)
4 świeże pomidory lub 1 puszka pomidorów całych
200 gram suchej ciecierzycy lub 2 puszki spreparowanej
2 łyżeczki kolendry w proszku
1 łyżeczka kminku w proszku
1/2 łyżeczki ziaren kminku
1/2 łyżeczki chilli w proszku (ja użyłem mniej)
1/2 łyżeczki kurkumy
2 liście laurowe
2 łyżeczki garam masala
4 goździki
4 ziarna pieprzu całe
sól
pieprz
80 ml śmietany do gotowania (opcjonalnie, ja użyłem)
1. Kminek, liście laurowe, goździki oraz ziarnka pieprzu wrzucamy na rozgrzany w odpowiednio dużym na nasze potrzeby garnku olej roślinny. Smażymy tak przez ok. 1 minutę, nie dłużej, żeby kminek nam się nie przypalił.
2. Na to wrzucamy pokrojoną w średniej wielkości kawałki cebulę, oraz posiekane drobno czosnek i imbir. Teraz dodajemy 2 łyżeczki kolendry w proszku, łyżeczkę kminku, także w proszku, łyżeczkę soli i zalewamy połówką szklanki wody, tak aby wszystko zmiękło przy gotowaniu. Od czasu do czasu mieszając, gotujemy bazę curry przez około 5 minut.
3. Kiedy cebula jest już dość miękka, wyciągamy liście laurowe i dodajemy pomidory z puszki, lub świeże pokrojone w kostkę. Ja niestety nie miałem już świeżych pomidorów, więc użyłem alternatywy i było OK. Nastepnie dodajemy czwartą część łyżeczki czerwonego chilli (można spokojnie dodać więcej), dalej pół łyżeczki kurkumy i dwie garam masali. Gotujemy tak na średnim ogniu przez jakieś dziesięć minut. Teraz wlewamy całość do blendera (zawsze ostrożnie przy gorącym płynie w blenderze) i porządnie miksujemy. Zdjęcia nie kłamią - kolor po zmiksowaniu zdecydowanie się rozjaśnia.
4. Wlewamy nasze curry, które teraz można doprawić odrobiną pieprzu, z powrotem do garnka i wrzucamy naszą namoczoną ciecierzycę. Jak mówiłem, namoczenie jej odpowiednie jest nie lada wyzwaniem czasowym, więc najlepiej przygotować wszystko dzień wcześniej. Ja jakoś nigdy o tym nie pomyślę. Najważniejsze jest by w rezultacie osiągnąć zupełną miękkość grochu. Tyle. Jak to zrobimy, to nasza sprawa. Trzymanie ziaren grochu w wodzie ciepłej, na przykład, przyspieszy proces, podobnie jak - rzekomo - dodanie sody oczyszczonej do płynu. Najlepiej jednak jest dać ciecierzycy czas. Jeżeli macie wątpliwości czy ziarenka są wystarczająco miękkie, zawsze można je przegotować w osolonej lekko wodzie przez jakieś dziesięć minut. Ja - przez to, że groch nie był stuprocentowo miękk - musiałem moje curry gotować, już z grochem dodanym, aż przez pół godziny. Wymagało to dodania dodatkowej połowy szklanki wody. Normalnie dziesięć minut gotowania powinno wystarczyć. Na koniec, opcjonalnie, można dodać śmietankę do gotowania (ja dodałem).

5. Danie zaserwowałem na ryżu basmati, który ugotowałem w następujący sposób. Najpierw namaczamy ryż w zwykłej letniej wodzie przez 30 minut. Potem odsączamy go i wrzucamy na dwie łyżki rozgrzanego w garnku oleju roślinnego. Przez około dwie minuty podsmażamy bardzo delikatnie, wciąż ostrożnie mieszając, tak by nie zniszczyć ani nie przypalić ziaren. Naszym celem jest obtoczenie wszystkich ziarenek olejem, co ma zapobiec ich sklejaniu. Po dwu minutach zalewamy ryż letnią wodą, solimy porządnie, i doprowadzamy do wrzenia. Od teraz gotujemy ryż do stanu prawie gotowego, co mnie zajęło dokładnie 5 minut (wszystkie poprzednie namoczenia i smażenia zrobiły już przecież swoje), po czym gasimy ogień, odsączamy całą wodę (sitko bardzo pomocne) i wrzucamy ryż z powrotem do gorącego naczynia. Przykrywamy i czekamy aż ryż będzie gotowy (zakończy swe gotowanie we własnej parze) - nie więcej niż pięć minut. Wychodzi rewelacyjnie, co można zobaczyć na załączonym zdjęciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz