niedziela, 1 lipca 2012

Sałatka cesarska nigdy nie smakuje tak samo (panta rei)

Pewnego bardzo gorącego dnia majowego, w sobotę, wybraliśmy się z Lindą do Vacu. Vac nie leży daleko, jakieś pół godziny jazdy samochodem na północ od Budapesztu. Okazja była do wycieczki taka sobie - ślub jakiejś tam koleżanki Lindy, skądśtam, mi wogóle nieznanej, ale ponieważ pogoda była ekstra, nie miałem nic naprzeciw. Oczekując na ślub usiedliśmy w położonej nieopodal restauracj, konkretnie w jej w ogródku. Zamówiliśmy u wyglądającej na przyjazną pani dwie sałatki cesarskie. Oryginalne? zapytała, a my na to: Jasne! No i właśnie. Najpierw pani, którą nasze zamówienie zdecydowanie zbyt podekscytowało, przyniosła nam dwie kartki rozmiar A4, od góry do dołu zapełnione drobnym drukiem, na dodatek jeszcze, dla bezpieczeństwa chyba, laminowane. Co było na tych kartkach? Otóż była tam historia sałatki, opis tego, z czego się powinna składać, dlaczego jest taka popularna etc. No i była tam część, która z pewnym niesmakiem (sic!) odnosiła się do nieoryginalnych sałatek cezara, takich, które pomijają np. jajko w sosie, albo dodają kurczaka. No i oczywiście moja pierwsza reakcja - co, nie ma kurczaka? No więc panią z powrotem i mówię, że chcę kurczaka. Zawiodłem ją, to jasne, ale kurczaka mieć musiałem. Pani zniknęła w głębi kuchni i tyle ją widzieliśmy przez kolejne pół godziny. W końcu przyszła i przyniosła po cztery, może pięć, całych wielkich liści sałaty rzymskiej, na których spoczywały malutkie grzanki, to wszystko polane było sosem i zwieńczone odrobiną seru parmeńskiego. Kurczak był w osobnej miseczce. Sałatka była bardzo smaczna - trudno ją trochę było jeść, bo większość czasu zajmowało nam zmaganie się z wielkimi jak palmowe liśćmi, ale co tam. Nie wiedziałem natomiast co zajęło im tyle czasu - bo chyba ani sosu ani grzanek nie robili od zera przy zamówieniu! Abstrahując od smaku sałatki, głównie pozostały mi w pamięci laminowana protekcjonalność "kartki o" i nadgorliwość lokalu w upenianiu się (zapewne ciągłym), że sałatka będzie taka jak w hotelu Ceasar sześćdziesiąt z górą lat temu. 

Właśnie, ja osobiście uważam, że warto dotrzymywać oryginalności przepisu, ale tylko do pewnego stopnia. Jeżeli wiąże się to z niepotrzebnymi i pretensjonalnymi ceregielami, mnie to nie grzeje. Sałatka cesarska zawsze smakuje trochę inaczej - zależnie od składników sosu (oczywiście), ale również  od proporcji składników, rodzaju sałaty czy smaku grzanek. Ja zrobiłem swoją wersję i smakowała odrobinę inaczej niż inne, które wcześniej jadłem. 

Jeśli chodzi o sałatki, to jest z tą sporo więcej roboty niż zazwyczaj z sałatkami bywa. Trzeba trochę piec, trochę gotować (choć tylko wodę), no i wszystko ładnie przybrać, żeby cały ten wysiłek jeszcze ładnie wyglądał.

Sałatka cesarska (2 głodne osoby)
1 udko z kurczaka
1 główka sałaty (ja nie miałem rzymskiej, więc użyłem zwykłej)
3 kromki chleba (ja użyłem ciemnego)
1 jajko
1/2 łyżeczki sosu Worcestershire
1/2 cytryny
1/2 łyżeczki musztardy Dijon 
1 ząbek czosnku
1/2 łyżeczki octu winnego
oliwa z oliwek
starty parmezan
sól
pieprz

1. Najpierw przygotowujemy mięso, usuwając wszelkie kości i skórę. W jednym kawałku, posolone z obu stron, wrzucamy je na nagrzaną na średnim ogniu patelnię grillową i smażymy we własnym tłuszczu, uważając by mięso nie stało się zbyt suche. Sumażone mięso odkładamy do wystygnięcia. Niektórzy mięso zanurzają wcześniej w tzw. solance, która ma zapewnić jego soczystość. Ja tego nie zrobiłem. Jeżeli chcecie, to zwyczajnie zanurzcie mięso w dobrze osolonej wodzie (2 łyżki soli na pół litra wody, więcej nie trzeba) i trzymajcie je w tym roztworze conajmniej pół godziny, oczywiście w lodówce. Przed smażeniem trzeba je osuszyć. Mięso można również przygotować na prawdziwym grillu, z pewnością będzie smaczniejsze. Ja zwyczajnie grilla nie mam.


2. W tym samym czasie nagrzewamy piekarnik do ok. 200 stopni. Kroimy nasze kromki w dość spore kostki (kto lubi malutkie grzanki), w miseczce obtaczamy je w oliwie z oliwek (tylko nie topimy ich w tej oliwie, żeby nie nasiąknęły, bo nie będą nam chrupały) i sypiemy solą i pieprzem. Wedle smaku. Pieczemy jakieś 20 minut, w połowie drogi je obracając.


3. Teraz przygotowujemy sos czyli dressing. Zaczynamy od jajka. Nie wszyscy lubią jeść surowe jajka, więc alternatywą może być majonez (powiedzmy, że jedno jajko to dwie łyżki majonezu), który jednak odrobinę zmieni smak potrawy. Jeżeli jednak używamy jajka, jak zrobiłem to ja, wsadzamy jajko (o temperaturze pokojowej) do miseczki i zalewamy je wrzątkiem na jedną dokładnie minutę. Po tej minucie wyciągamy ostrożnie z wrzątku i wsadzamy pod bardzo zimną wodę. Odkładamy na bok. Taki proces można nazwać parzeniem i powoduje, że jajko będzie gęstsze, co z kolei wpłynie na konsystencję sosu. Może się zdarzyć, jak np. mnie, że białko odrobinę się zetnie, ale to nie problem, bo po wymieszaniu trzepaczką będzie OK. Tak właśnie robimy, mieszamy jajka rzeczoną trzepaczką i dodajemy sok z połówki cytryny. Kolejno dodajemy sos Worcestershire, dalej musztardę, rozdrobiony czosnek, ocet winny, sól i pieprz do smaku. Na końcu dodajemy czwartą część szklanki oliwy z oliwek. Cały czas wszystko mieszamy. Niektórzy jeszcze dodają rybki anchois do sosu, ale ja je pominąłem. Jeżeli zdecydujemy się na taki krok, a nie wiem czy warto, dajemy dwie zmiażdżone rybki, zmniejszając ilość soli i pieprzu, którymi doprawiamy sos. Anchois są bardzo słone i ostre same w sobie.


4. Teraz mamy już wszystkie składniki, no coż, oprócz sałaty. W przeciwieństwie do oryginalnego zamysłu restauratora z Vacu, ja lubię małe kawałki sałaty. Więc umytą porządnie sałatę kroimy na ok. 2-3 centymetrowe kwadraty i układamy na dwu talerzach.


5. Na to kładziemy grzanki i pocięte w paski mięso, polewamy dressingiem i posypujemy parmezanem.


Smakuje rewelacyjnie. Jak widzicie, składniki są różne, można się dowolnie bawić i eksperymentować. Ja np. użyłem octu winnego by dodać trochę kwasowości, można go pominąć. I tak dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Durszlak.pl